Etykiety

Translate

wtorek, 12 grudnia 2023

SKORO JESTEŚMY NAJINTELIGENTNIEJSZYMI ISTOTAMI NA KULI ZIEMSKIEJ, TO DLACZEGO JĄ NISZCZYMY? Są to słowa JANE GOODALL

 

Przesłałam po raz kolejny prośbę o poparcie swoim podpisem akcji... aby coś się działo, albo by się nie działo... Tym razem sprawa dotyczy wyrażenia sprzeciwu, gdyż premier Norwegii zamierza na dnie oceanów uruchamiać kopalnie. Historia jak z bardzo złej bajki, w której dżin uwolniony z butelki nie będzie tworzyć czegoś dobrego, ale będzie działać przeciwko życiu. Tak jak w bajce - niestety, na polecenie człowieka... Dnia 12 bm na Facebooku dołączyłam apel organizacji Avaaz zbierającej podpisy w celu uniemożliwienia takich działań.


Dzisiaj, pomimo tego wstępu nie zamierzam pisać o jak dotąd pozostawianym w spokoju (względnym) morskim dnie, bardzo proszę jednak o podpisanie sprzeciwu - ale... o mieszkańcach lasów tropikalnych, a więc o szympansach i o pani Jane Goodall, która je ukochała ponad wszystko.

Czy jedno ma coś z drugim wspólnego? Otóż ma i to bardzo wiele - no, można się ze mną uprzejmie zgodzić, że w skali globalnej tak, ale... oceany, szympansy, my... baaardzo odległe odniesienia...

A jednak - spróbujmy wyjść ze swej skorupki - i tu dygresja. Obawiam się, że niedługo może to być skorupka z tworzywa o nazwie obojętność, którą gdy nam się znudzi, po prostu wyrzucimy do oceanu - zaśmiecając go i założymy inną, lepszogorszą, o nazwie znieczulica ,a więc nie będziemy już mieć ochoty zaprzeczać jakimś działaniom swymi podpisami. Ale wcale tak być nie musi, możemy wykazać się nieugiętym charakterem.


Postarajmy się więc teraz, w wyobraźni zobaczyć siebie na Ziemi - czy moglibyśmy żyć pozbawieni misternej sieci zarówno tych globalnych jak i tych nam najbliższych żywych powiązań ? Oraz tych najgłębszych, na określenie których trzeba z wielką pokorą dobierać słowa? Nie moglibyśmy!! Może, aby łatwiej nam było wczuć się w naszą „ziemską sytuację” - zamknijmy oczy... Bądźmy szczerzy! Czy zobaczymy nieokreślone Nic, czy właśnie Wielkie Coś... Czy naszą Kruchość, czy naszą Siłę... Czy nasze Osamotnienie, czy - Wielką, Żywą Wspólnotę...

Zgodnie z takim moim rozumieniem życia na ziemi, powiązałam całe bogactwo żywych istot zamieszkujących morskie głębiny, którym grozi bezmyślne, okrutne niszczenie, z życiem innych zwierzęcych i roślinnych mieszkańców naszej Ziemi, stale zagrożonych ludzką bezmyślnością i okrucieństwem.


Jako tytuł postu przytoczyłam słowa Jane Goodall, mianowanej przez sekretarza generalnego ONZ w roku 2002 „Posłanniczką Pokoju”: Ostatnio przeczytałam dwie książki o życiu Jane Goodall - „Przez dziurkę od klucza” - jej autorstwa, wydaną w 2019 roku i „Jane Goodall - pani od szympansów”| napisaną przez Danutę Tymowską, wydaną w roku 2020. Zachęcam do ich przeczytania - w ramach „mojego prywatnego klubu inspirującej książki” - gdyż są bardzo ciekawe i - bardzo inspirujące. Nie można się od nich oderwać, czyta się je jednym tchem.

Jane Goodall urodziła się w Anglii w 1934 roku, Znana jest na całym świecie jako badaczka


życia przede wszystkim szympansów w ich naturalnym środowisku, czyli w dżungli afrykańskiej. Przez przeszło 30 lat wśród nich przebywała, poznawała ich sposób życia „od kolebki do śmierci”, ich zwyczaje społeczne i rodzinne, osiągane przez nich umiejętności, indywidualne różnice pomiędzy nimi, przeżywane emocje i uczucia, ich rodowe historie...

Każdy szympans nie był kolejnym numerem w badaniach, ale miał nadane imię, posiadał też swoją odmienną od innych osobowość. (Czy jest to pojęcie wyłącznie zarezerwowane dla ludzi?).

W swej książce Jane wymienia: Gigi, Gremlin, Mell, Darbee, Galbad, Flo. Fiffi, Dawid Sinobrody i wiele innych...

Do Afryki Jane przybyła w 1953 roku, gdy została zaproszona przez swoją przyjaciółkę. Pracowała najpierw w Muzeum w Nairobi jako sekretarka. Od roku 1957 prowadziła projekt zainicjowany przez słynnego paleoantropologa Louisa Leakeya, który uważał. że właśnie w Afryce należy poszukiwać śladów pojawienia się Adama, pierwszego człowieka na ziemi. o którego istnieniu był głęboko przekonany. Uważał, ze nie wywodzimy się z istot przypominających małpy człekokształtne, ale badając zwyczaje i struktury społeczne szympansów, jak uważał - istot najbliższych człowiekowi - będzie można się wiele dowiedzieć o życiu pierwszych ludzi. Uznał, że Jane jest najwłaściwszym człowiekiem, aby realizować jego śmiały projekt. Projekt ten był uważany przez innych naukowców za nonsensowny - obserwowanie szympansów i goryli, by poznać zachowanie pierwszych ludzi?

Jane Goodall zdecydowała się więc na trzechletni pobyt w Afryce. W Gombe, nad strumieniem o tej samej nazwie, przy wybrzeżu jeziora Tanganika, zorganizowano stację badawczą, trzy lata jednak zmieniły się w przeszło trzydzieści lat badań życia szympansów, w ich naturalnym środowisku - w dżungli.

W tym czasie Jane pisała artykuły o wynikach swych badań, między innymi do National Geografic. również książki, obroniła doktorat w Cambridge, była dwukrotnie zamężna, wychowała syna, zdobywała różne nagrody i wyróżnienia. Przez wiele następnych lat, znana i ceniona już na całym świecie występowała w wielu miejscach, broniąc życia dzikich zwierząt.

Życie, które Jane Goodall wiodła w dżungli i później w czasie odwiedzania zakamarków ziemi było życiem dla ludzi twardych, konsekwentnych, odważnych, pełnych miłości i co najważniejsze - silnych mocą swego ducha. Posiadała te cechy i dlatego mu podołała. A równocześnie była i jest nadal pełną wdzięku, uroku i ciepła - delikatną, subtelną osobą.


Po przeczytaniu książki napisanej przez Jane, którą wcześniej wymieniłam - „Przez dziurkę od klucza” - wewnętrznie zamilkłam... Poddałam się opisanym przez nią uczuciom, wzbudzonym przez srebrzyste krople spływające z liści po ulewnym deszczu, świeżości zieleni wokół , przybliżającej się szarości wieczoru, odgłosom zwierząt udających się na spoczynek i budujących swe legowiska, i tych, dla których noc jest czasem aktywności...

Proponuję - zamknijmy oczy i przeżyjmy to razem... Zapewniam, będzie to chwila piękna i ciszy...

W następnym poście powrócę do pani Jane Goodall, do szympansów i innych dzikich zwierząt, do ich życia na swobodzie i w niewoli i wybierzemy się razem do współczesnej Afryki.


A teraz... powróćmy do chwil zachwytu i zadumy... Są nam bardzo potrzebne w naszych codziennych dniach...




czwartek, 30 listopada 2023

PUSZCZA BIAŁOWIESKA NAS WZYWA !

 

Puszcza Białowieska

Moi mili czytelnicy - Czy poparliście swym podpisem „wołanie wielkim głosem” - Stowarzyszenia Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot”, występującego przeciwko Zarządzeniom Lasów Państwowych, wprowadzających nowe zasady gospodarowania w Puszczy Białowieskiej?

To tylko jedno kliknięcie!!!! którym możemy właśnie przeważyć szalę i uratować NASZE NARODOWE DZIEDZICTWO, NASZ RODZIMY SKARB - PUSZCZĘ BIAŁOWIESKĄ. A czas mamy tylko do 3-go grudnia!

Dnia 27 bm. podałam na Fb obszerne informacje na ten temat.


Wśród moich książek domowych spoczywa na półce między tymi najstarszymi, 47 -

Duchowe Skarby Puszczy Białowieskiej

stronnicowa broszurka zatytułowana Duchowe Skarby Puszczy Białowieskiej - wydana w 1925 roku, napisana przez pana Metodiusza Romanowa. Nazwisko może mylić, ale autor podkreślał że pomimo tego, iż płynie w nim krew ukraińska, rosyjska i polska po babce Polce - zalicza siebie tylko do jednej narodowości - NARODOWOŚCI DUCHA.

Z wykształcenia był leśnikiem i poświecił swe życie zawodowe ochronie i odnawianiu lasów okręgu Białowieskiego. W wolnej już Polsce, po niszczycielskim wykorzystywaniu Puszczy przez lata zaborów, otrzymał polecenie opracowania planu jej uratowania. Uważał, że podstawą prowadzenia racjonalnej gospodarki leśnej jest zwrócenie uwagi na warunki siedliskowe, z glebą jako najgłówniejszym czynnikiem na czele.


… „Gleba jak i inne warunki siedliskowe wytwarzają się w harmonii ze światem roślinnym i zwierzęcym, z nieprzerwanym wpływem jednych na drugie w progresywnym kierunku.

Puszcza Białowieska

Tak w ciągu wieków stopniowo wytwarzały się w Puszczy najrozmaitsze warunki siedliskowe i zajmujące je roślinne i zwierzęce socjalne grupy...

Sama przyroda w Puszczy wyzyskuje mozaikę warunków siedliskowych z idealna ścisłością, jakiej człowiek nigdy nie osiągnie... Jest to zasada najidealniejszego gospodarstwa...”


Są to słowa pana Romanowa, ale to samo możemy odczytać w tekście Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, przesłanym przeze mnie na Fb.

Wycinka

Jestem bardzo ciekawa, jak

piątek, 17 listopada 2023

UŚMIECH DELFINA

Zdjęcie delfina

Jednym z moich bardzo dawnych, nigdy nie zrealizowanych marzeń było... pływanie z delfinami, w pięknej wolności - Ich i mojej. Gdy myślałam o tym, było to przeżycie... omalże realne... gdy pomyślałam o delfinie - pojawiał się obok mnie, wspierał, dodawał radości, moje spojrzenie spotykało się z jego spojrzeniem...

Książki o delfinach, film „Wielki Błękit” - umacniały moje marzenie. Nie zrealizowałam go, a bywa tak często z marzeniami, gdy nie idzie za nimi siła woli. Teraz, po napisaniu tych słów - zobaczyłam znów mojego delfina z marzeń, o którym w pędzie życia... zapomniałam, jak patrzy na mnie z radością w swych oczach, nasze spojrzenia się znów spotykają i przekazuje mi - „a widzisz, znowu jesteśmy razem...” A we mnie nastaje spokój...

A więc - jesteśmy...


Delfiny - wg danych naukowych przeniosły się z lądów w wody Ziemi przed 50 milionami lat, przez 15 milionów lat dopasowywały budowę swego ciała do życia w wodzie - np. kończyny zostały przekształcone w płetwy.

Delfiny i ogólnie walenie są żyworodne, młode są karmione mlekiem matki, która opiekuje się nimi nawet przez 6 lat.

Mózg delfinów jest duży, podobny wielkością do mózgu szympansów z mocno pofałdowaną korą mózgową. Wydają różne dźwięki służące do porozumiewania się oraz do echolokacji - właściwości delfinów - „o poziomie wprost kosmicznym”. Wysyłany dźwięk powraca do nadawcy z potrzebną informacją - droga nadawania i odbierania jej jest dosyć skomplikowana. Ta specyficzna właściwość delfinów została wykorzystana przez Stany Zjednoczone, i delfiny „wcielano do Armii”, a z pewnością nie stawały się żołnierzami z własnej woli...

Delfiny odżywiają się głównie rybami, mają zęby ale zdobyczy nie gryzą, połykają i przechowują w jednym żołądku, a w drugim ją trawią.

Wszystkie walenie, a więc i delfiny są zwierzętami stadnymi. Ciekawa hierarchia obowiązuje w stadzie orek, bo Babcia - czyli najstarsza orka płci żeńskiej kieruje całym stadem.

Zdjecie delfina

Na twarzy delfina gości stały uśmiech. Nie jest to jednak uśmiech radości, ale taka jest po prostu budowa jego głowy, z jakby uniesionymi do uśmiechu kącikami szczęk.

Powodów do bezustannej radości delfiny obecnie z pewnością nie mają. Ponieważ pływanie z wolnymi, dzikimi delfinami uwalniało ludzi - ich partnerów - od pewnych chorób, uzależnień, smutków, niepokojów - jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać delfinaria i oceanaria, ze zorganizowanym pływaniem, z delfinami - niewolnikami. Z pewnością zaspokaja to ciekawość uczestników, może dawać im również pewne korzyści terapeutyczne, dla uzyskania których tam przybywają. Jednak zupełnie inny jest kontakt na poziomie dwóch wolnych dusz, gdy delfin przypływa i odpływa kiedy chce, a nie kiedy mu się ten kontakt narzuca. Korzyści finansowe właścicieli takich obiektów są jednak w tym procederze najważniejsze!

sobota, 4 listopada 2023

KSIĄŻKI - NIE TYLKO DO PRZECZYTANIA - ALE INSPIRUJĄCE DO DZIAŁANIA


zdjęcie kwiatów
Przed kilku miesiącami otrzymałam zaproszenie do wstąpienia do Klubu Książki Inspirującej. Z przyczyn istotnych dla pomysłodawców, Klub jednak nie powstał, choć projekt był znakomity.

Ponieważ czytam wiele (z różnych tematycznie dziedzin) i lubię się dzielić tym co dla mnie jest interesujące, postanowiłam na moim blogu więcej pisać o przeczytanych przeze mnie książkach. Ale nie będą to absolutnie żadne recenzje, gdyż nie mam do tego odpowiednich kwalifikacji. Będę pisać pod hasłem - ta konkretna, wybrana przeze mnie z jakiegoś powodu książka, i ja - jako jej partnerka.

Wspomnę, że posty o czytaniu i książkach były przecież jednymi z moich pierwszych wpisów na tym blogu: „Kasia czyta - czyli moja wnuczka - ozdobiony jej zdjęciem z owego roku – 28.12,2017 i następny „Książki dla mnie ważne z 3,01,2018. Jak to było dawno... A potem, gdy zaczęłam już pisać regularnie, jako pierwszy był post pt. „Opowieść o mewie, o niezwykłym ptaku, bohaterze książki pod tym samym tytułem z dnia 25.01.2021. Serdecznie zapraszam do zerknięcia na mój nieśmiały początek bloga.

zdjęcie książek

Do pisania o książkach zachęcali mnie również moi przyjaciele, którzy wiedzieli, że wiele dziedzin życia mnie interesuje i lubili rozmowy ze mną. A ja wzajemnie, lubię szczerze ludzi, potrzebuję z nimi kontaktów i wymiany tego, co na różnych poziomach w nas wybrzmiewa.

Joey Remenyi „Jak pokonać szumy uszne i zawroty głowy

To co jest ważne rozpoczyna się często od bardzo prozaicznych spraw, a potem niespodziewanie następują „wielkie odkrycia”. Właśnie w ten sposób odkryłam książkę autorstwa pani Joey Remenyi pt. „Jak pokonać szumy uszne i zawroty głowy” z frapującym podtytułem - Proste techniki aktywujące neuroplastyczność mózgu w dolegliwościach audiologicznych.

Tak, odczuwam szumy w głowie, przeszkadzają mi niekiedy dotkliwie, nabyłam książkę jednak... raczej ze względu na interesujący mnie podtytuł, niż na możliwość zlikwidowania szumów. Mogę z nimi mało przyjemnie - ale jakoś pożyć - tak myślałam. Natomiast neuroplastyczność mózgu - jeżeli popracuję nad nią, może poprawię „w sobie” coś innego, bardziej mi przeszkadzającego niż szumy uszne.

Odważnie - zamierzam jednak nie „może poprawić”, ale „zdecydowanie poprawić”- bo życie moje ma być piękne i pełne radości. pomimo wielu przeżytych lat. Oczywiście moje kryteria, co do oceny czy coś mi daje radość i odczucie piękna, z biegiem życia się zmieniły - ale jest to jak najbardziej w porządku - zgodnie z pędzącym do przodu czasem.

A jeżeli znikną z mej głowy również szumy... to radość będzie większa!

Powracam do tej niezwykłej książki. Jest napisana ciekawie, ciepło, serdecznie, wyjaśnia bardzo zrozumiale to co trzeba wiedzieć o tytułowym zagadnieniu i co najważniejsze - zachęca do podjęcia decyzji rozpoczęcia procesu przebudowy tego co potrzeba, w harmonijnej współpracy własnego mózgu i ciała.

Bo właśnie o to chodzi! Poznanie i zrozumienie swojej biologii, może pomóc we wspieraniu własnych procesów leczenia i usunięcie przewlekłych objawów, właśnie dzięki neuroplastyczności. Konieczne są przy tym cierpliwość, życzliwość i współczucie dla siebie, gdyż w atmosferze krytyki i w stresie nie zdołamy wiele osiągnąć, nie potrafimy zrozumieć potrzeb naszego ciała...

Neuroplastyczność można określić jako sposób odczuwania. A więc by zmienić swe niepożądane odczucia, musimy

niedziela, 22 października 2023

"A GDY SIĘ WYPEŁNIŁY DNI... "



A gdy się wypełniły dni

        i przyszło zginąć latem -

        Prosto do nieba czwórkami szli

        żołnierze z Westerplatte.

                    ( A lato było takie piękne tego roku...)

                    ( A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety...)


Czy pamiętacie ten wiersz? Przepiękny, poruszający aż do głębi,  twórcą  jest Konstanty Ildefons Gałczyński. Co odczuwamy w swych sercach TERAZ po przeczytaniu tych słów?... Jakie wzbudzą TERAZ w nas uczucia pomimo tego, że dotyczą innego czasu w naszej historii?

W niebie jest z pewnością bardzo pięknie. Bohaterscy żołnierze z Westerplatte zostali tam przywitani z taką miłością, że nie potrafimy sobie tego wyobrazić naszym ludzkim rozumem. Pozostawili jednak tutaj tych, którzy ich kochali, tak jak się kocha właśnie tylko na Ziemi.

Żyjemy w świecie, w którym ludzie od zarania dziejów toczą wojny i robią to zawsze w Imię jakichś wymyślonych, zafałszowanych idei.  Jedni giną, inni zdobywają chwałę. Nieuchronnie jednak - czasami bardzo szybko, a czasami dopiero po wielu latach - zgodnie z Najwyższym Porządkiem - role się zmieniają, ale zawsze są pokonani i zwycięzcy.

Dlaczego tak jest, dlaczego musimy jako ludzie być zawsze aktorami w tym tragicznym, bolesnym, krwawym teatrze?

Po zaatakowaniu przez Rosję Ukrainy umieściłam na moim blogu  wiersz Josifa Brodskiego o tytule "Ludzie giną”. Obszarów naszego świata objętych wojną jest coraz więcej, coraz więcej ludzi -  "maszeruje czwórkami do nieba", chociaż kochali swoje miejsca na ziemi, swoje rodziny, chcieli być TUTAJ, razem z nami wszystkimi! 

Przypomnę go teraz, bo jest nadal pora na zadumę i kontemplację tych słów:


LUDZIE GINĄ

W chwili gdy strzepujesz pyłek,

jesz posiłek, sadzasz tyłek

na kanapie, łykasz wino -

ludzie giną.

      W miastach o dziwacznych nazwach

      grad ołowiu, grzmot żelaza;

      nieświadomi, co ich winą,

      ludzie giną.

W wioskach, których nie wyśledzi

wzrok - bez krzyku, bez spowiedzi,

bez żegnania się z rodziną,

ludzie giną.

      Ludzie giną, gdy do urny

      wrzucasz głos na nowych durni

      z ich nie nową już doktryną:

      „Nie tu giną”.

Wbrew posągom i muzeom

jako opał służy dziejom

przez stulecia po Kainie

ten, kto ginie.

      W chwili kiedy mecz oglądasz, 

      czytasz co wykazał sondaż,

      bawisz dziecko śmieszną miną - 

      ludzie giną.

Czas dzielący ludzkie byty

na zabójców i zabitych

zmieści cię w rubryce szerszej - 

tak, w tej pierwszej.


Wojna na Ukrainie trwa i nadal giną Ukraińcy i Rosjanie. W ostatnich dniach dowiadujemy się o tragedii

niedziela, 8 października 2023

O MĄDROŚCI ZAPRZYJAZNIONEJ ZE MNĄ WIERZBY

zdjęcie kwiatów

Odchodzę w tym poście, w moich kolejnych rozważaniach - od zachwytów lub jęków rozpaczy nad późnym wiekiem, od olśnienia mądrością, która może się w tym czasie w nas przejawić, lub przerażenia z powodu pozbawionych tejże mądrości naszych działań, co widzimy gdy spoglądamy na siebie wstecz (po prostu - wreszcie dostrzegamy naszą zwykłą głupotę!). Mógłby więc to być wzniosły post o właściwych metodach postępowania ze sobą samym, aby żyć udanie i czuć się na tej planecie niezbędną jednostką. Chciałabym pisać takie niezwykłe posty, wspomagać swym doświadczeniem moich rówieśników, być zadowoloną i czuć się z siebie dumną! Ale - życie się przeżywa - nie jest ono teorią, którą można przekazać w bardzo mądrym tekście, życie jest praktyką, w każdych warunkach, nawet niesprzyjających osobistemu zadowoleniu.

Życie bywa słoneczne i pogodne, ale też pochmurne i ponure - z wichrem, deszczem, gradem i błotem. Ogrzewające i takie przy którym dygoczemy z zimna.

Życie się odczuwa, doświadcza się go - jest się w nim OBECNYM - całkowicie, samodzielnie i odpowiedzialnie - w takim, jakie właśnie jest, w każdej jego chwili...

Zapewniam jednak wszystkich młodszych, że starszy człowiek odczuwa wszystko w dwójnasób, a nawet w czwórnasób - to co po młodszym może spływać jak woda. Odczuwa, ale też posiada wzmożoną gotowość - a nawet napiszę MOC, aby być napełnionym RADOŚCIĄ, że się JEST. Tak zwyczajnie, po prostu - JEST SIĘ. A przecież... w tym naszym BYCIU. Rok pędzi za rokiem... chwila goni chwilę... dochodzimy do jesieni... i do zimy...

Nie jest to przytłaczająca prawda bo wszyscy sprawiedliwie jesteśmy w niej zrównani. Może to jest jedyna, możliwa demokracja w świecie ludzkim?

zdjęcie wiejskiej drogi

Od prawie już 9 lat mieszkam na wsi, jest to już moje miejsce do życia i chcąc gdziekolwiek się wybrać - czy to na zakupy, czy do miasta na spotkanie z przyjaciółmi - najpierw idę „moją drogą przez pola”. Jest jednak już wygodniejsza - bardziej „cywilizowana”, i nie muszę jak w poprzednich latach przeskakiwać przez kałuże lub wpadać w koleiny zrobione przez traktory, bo od roku jest na niej asfalt. Pogodziłam się z nim, chociaż obawiałam się, że droga straci swój urok. Nie straciła go na szczęście, jej brzegi są nadal porośnięte wysokimi trawami, częściowo zniszczone krzaki rozwijają się nader bujnie i pola uprawne nadal rozciągają się po obu jej stronach. Jest tak jak było - zielono, kolorowo, szaro i biało - gdy przychodzi pora odpowiedniej barwy. Idąc drogą nadal odczuwa się zapachy świeżości, odmienne w kolejnych porach roku, poza... Niestety w kilku bardzo paskudnie wonnych dniach na wiosnę i w jesieni pola są nawożone nawozem rzekomo naturalnym, w którego jakość ja - inż. rolnik z dyplomami absolutnie nie wierzę. Nie otwieramy więc okien przez te dni, rolnicy użytkownicy pól są z siebie zadowoleni, ale czy ziemia się cieszy, to ja wątpię. Droga na pewno jest zmartwiona zapachem, który ją otacza.

Wracam do pozytywów,

sobota, 23 września 2023

CZY MOJA METODA JEST SKUTECZNA?

  


Powracam do mojego ostatniego postu opublikowanego na blogu po długiej, trzech miesięcznej przerwie. Pisałam w nim o moim postanowieniu świadomego odczuwania RADOŚCI
Postanowienie to, mogę określić jako... moją metodę na dalsze życie, na nadanie tym postanowieniem mojemu życiu... jakby odzyskanego SENSU. Czyżbym go zagubiła w czasie mych wędrówek?

Co prawda minęło dopiero 14 dni, ale poznaję, jak prawdziwie ta decyzja, bo to była decyzja - wniknęła we mnie... Zadecydowałam - konkretnie i stanowczo - i to wszystko. A dalej już dzieje się jakby samo, bardzo spokojnie chociaż przy mojej czujnej obecności - przyjmuję uczucie Radości w codzienne życie. Ale... nie wiem czy przyjmuję, czy je stwarzam, czy mu się poddaję? W każdym razie, moje życie stało się jakby... łatwiejsze.

Piszę znów bardzo osobisty tekst, ale pragnę się podzielić tym, co według mojego zdania jest dobre i ważne nie tylko dla mnie. Bo życie w poczuciu RADOŚCI nie jest sprawą tylko osobistą. Powiedziałabym, że RADOŚĆ jest darem dla wszystkich, musi się jednak mieć gotowość na jej odkrycie. Zawiera ją każda chwila istnienia, chociaż każdy przeżywać ją będzie po swojemu.

Profesor Dawid R. Hawkins (1927 - 2012) znany w świecie lekarz psychiatra, autor wielu dzieł, wykładowca, badacz ludzkiej natury. nauczyciel duchowy - opracował Mapę Poziomów Świadomości i wg niej określił miejsca uczuć, poczynając od Wstydu z kalibracją 20, aż do Oświecenia na poziomach 700 do 1000. Wg niego RADOŚĆ kalibruje się na poziomie 540, zaraz po znajdującej się na poziomie 500 Bezwarunkowej MIŁOŚCI , która ogarnia Wszystkich i Wszystko.

Profesor Hawkins na poziomie 200 umieścił ODWAGĘ i stwierdził, że zgodnie z poziomami świadomości od niej rozpoczynają się Dobre Uczucia.


Mapy Świadomości nie są łatwe do pojęcia, ale kierują w stronę wnikliwego obserwowania i poznawania siebie. Starożytni filozofowie i ich znamienici następcy uznawali właśnie Poznawanie 
Siebie Samego jako najdonioślejsze zadanie człowieka. A właśnie rozpoznawanie swych uczuć prowadzi do Poznania Siebie.

Wszyscy wiemy jak trudno jest wyboistymi drogami odważnie podążać przed siebie w życiu, jednak odważne decyzje dodają Piękna naszym wędrówkom. Również ogromnej Odwagi wymaga spojrzenie na siebie „wstecz” i pomimo wszystko, dostrzeżenie i tam naszej ludzkiej godności.

Nie wiem jak dogłębnie Poznaję Siebie. Może - pomimo przeżytych już wielu lat jestem wciąż na początku tego doświadczenia? Zadecydowałam jednak - pragnę wypełnić poczuciem Radości moje codzienne życie. Bo to właśnie o to chodzi - o moje - o nasze życia, które tworzymy w każdej chwili wciąż od nowa. Jest to nasza praca, ale przecież z własnego wyboru i nasze są jej wyniki.

Tak jak rezultatem pracy rolnika jest żyzność gleby w jego gospodarstwie.


Powracam więc do tych zwykłych chwil, do siebie - wędrującej swymi codziennymi drogami wśród pól, na które już powoli... wchodzi jesień.


Zboża z nich zostały zebrane, a ponieważ nasi sąsiedzcy rolnicy są bardzo solidni, nie pozwalają sobie na żadne zaniedbania . Pola już nawiezione i nawóz przyorany. Co prawda moje ekologiczne sumienie doznawało wstrząsu gdy widziałam jaki to był nawóz. Pisałam o potrzebach naszej Matki Ziemi w jednym z moich postów, ale mogę jedynie o tym pisać, mówić i sekundować znanym i nieznanym działaniom ekologicznym. Jest jednak mnóstwo osób bardziej ode mnie aktywnych (ja też taka byłam), które podejmują świadome działania w obronie prawdziwej żyzności gleby.


Można by sądzić, ze są to tylko krople w morzu zatrutym GMO, wszelakimi pestycydami i innymi truciznami... produktami ludzkich umysłów. Ale dla przeciwwagi - to pełne życia krople tworzą zdrowe morza i nawet oceany.

I to właśnie my, pojedyncze, pełne świadomości takie „żywe krople”, możemy kierować w stronę Matki Ziemi nasze uczucia, osłaniając ją tarczą Radości wypływającej z naszych SERC, będącą siłą każdego z nas. I przez to - spełniać nasze ludzkie powołanie.


  

piątek, 8 września 2023

JESZCZE NIE JEST ZA PÓŹNO - ŚWIAT NIE DO KOŃCA PRZEMINĄŁ...



No właśnie. Przypuszczam, że jeszcze jest sporo czasu przede mną, aby w tym świecie, który uparcie nie przemija, podkreślić to, że Ja Jestem. Aby w Nim ISTNIEĆ i być szczerze, prawdziwie, dogłębnie przekonaną, że to moje ISTNIENIE jest bardzo ważne. JA, starsza pani, z pewnymi fizycznymi ograniczeniami - najzwyczajniej, po prostu JESTEM. Jakie to jest piękne!


I zamierzam to moje JESTEM przeżywać RADOŚNIE. Całkowicie po swojemu, nawet jeśli wywołałoby to wzruszenie ramion, osób tych obok...Cóż się jej jeszcze zachciewa...” Empatia, czyli  umiejętność wczucia się w drugiego człowieka, jest w obecnych czasach ślepego pędu nie wiadomo dokąd, cechą wydawałoby się, że zanikającą. Ale może tylko pozornie?


Ostatni raz zaznaczyłam na moim blogu że „Ja Jestem” - przed trzema miesiącami i dwoma dniami... Nie spojrzałam przez ten czas ani na Facebooka ani na bloga. Niestety - „cóż to był za rekordowy brak z mojej strony kreatywnej aktywności!” A przecież ja bardzo, ale to bardzo lubię pisać. Robię to omalże całe życie! A blog jest dla mnie niezwykle ważny!



Wskutek październikowego wypadku złamałam rękę, a w kolejnym pod koniec maja - straciłam głos i pokrzywiłam się trochę bardziej. 6-go czerwca napisałam jednak ostatni post…a potem - czyżbym, zrezygnowała  z siebie? Wiele na to wskazywało ale jednak, przecież nie chciałam się zgodzić na taki... luksus lenistwa.
Niestety, wyłaziły spod jakichś życiowych stert coraz to nowe emocjonalne obciążenia, również te przez pokolenia odnawiane, przerabiane i rozpoznawane bardzo powoli i boleśnie. Moim najbardziej zaufanym przyjaciołom nie mogłam z tych odkryć się zwierzać, bo głos odmówił współpracy ze mną, więc tak widocznie być powinno.

Czasami nie zaplanowane milczenie jest potrzebne i jeśli sami o tym nie pamiętamy, to zostanie nam to... przypomniane. Cóż mi pozostało? Musiałam podjąć "pracę własną", by nie stać w miejscu.


Ale powrócę do Radości - o mojej potrzebie Jej przeżywania mimo upływu lat. a może właśnie zgodnie z nimi - napisałam na początku. Gdy postanowiłam wreszcie znów spotkać się z  blogiem, wciąż przychodził mi na myśl krótki wierszyk:


Nigdy nie jest za późno aby zacząć od nowa,

Aby pójść inna drogą i raz jeszcze spróbować.


Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń

Złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń...


Autorem jest Jan Paweł II.


Za Radością wszyscy tęsknimy. Wszyscy Jej potrzebujemy. Wszystkim nam Radość dodaje sił i zapału do życia, do realizacji naszych marzeń, do podążania w przód. Jednak, im jest się starszym, tym bardziej praca ze sobą samym - w Imię Siebie Samego - jest trudniejsza, bo doświadczenia całego życia przytłaczają i odbierają chęć i energię, by przywoływać oczekującą na nas Radość.


Gdy przypominam sobie twarze niektórych już mocno starszych, znanych mi osób. ale również i tych młodszych, to martwią mnie ich smutne oczy. Czyżby zrezygnowały z chęci przezywania Radosnych chwil bo "właściwie... to z czego miałyby się cieszyć?" A może... jest to niechęć do podjęcia wysiłku, może... obawa... brak odwagi by jednak postawić ten następny krok w przód?


Oceniam również wyraz mojej twarzy gdy spojrzę na siebie w lustrze. Co wyraża moje spojrzenie? A oczy nigdy nie kłamią... Często bywam z siebie niezadowolona, bo... nie widzę w mych oczach Radości...Czyżbym zaprzeczała mojemu ISTNIENIU?


A więc jest wówczas pora na własną, bardzo, bardzo prywatną pracę, na wzywanie SERCA do pomocy i porządkowanie uczuć...

Jesteśmy przecież istotami obdarzonymi zdolnością dokonywania wyborów! To MY przywołujemy nasze uczucia! Wyraz Moich oczu - jest Moim własnym dziełem!


Radość nasza będzie piękniejsza i pełniejsza, gdy nie ograniczymy Jej tylko dla siebie, gdy będziemy się Nią dzielić, gdy będziemy Ją odczytywać w oczach innych ludzi i gdy te Radosne czyjeś oczy, będą nas cieszyć... Bo Radość nie lubi wyłączności... To Ją osłabia i powoduje Jej zniszczenie...Radość osamotniona więdnie, usycha z tęsknoty...


Wszyscy możemy stać się twórcami i siewcami RADOŚCI. Radości prawdziwej, całkowicie świadomej, zrodzonej w naszych Sercach i promieniującej we Wszechświat. A On nam zgodnie ze świętym prawem MIŁOŚCI też RADOŚCIĄ odpowie. 



Przecież „Nigdy nie jest za późno aby iść inną, piękniejszą drogą...”


 

czwartek, 8 czerwca 2023

O PRZECHADZANIU SIĘ I O STAROŚCI


Po drodze idzie stary dziadek, Taki naprawdę stary dziad.

       Ma oczka smutne i kaprawe, I osiemdziesiąt parę lat.

I tak co wieczór nad Starą Świną Włóczy się takich dziadków stu.

        I gdzie ja pójdę ze swoją dziewczyną, Co oczy ma jak kwiaty lnu.

Smutne jest życie starego człowieka, Smutne jest życie i smutny los.

        Nikt go nie kocha i nikt go nie czeka, No i przeważnie ma pusty trzos.

A więc gdzie dziadek ma chodzić na spacery, Gdzie na spacery ma taki dziadek iść?

        Więc wy zakochani idźcie do jasnej cholery, Bo dziadek będzie się przechadzał dziś.


Znów powróciłam do piosenek Jurka Porębskiego, którego zaliczyłam do wspaniałego pocztu WOJOWNIKÓW ŚWIATŁA


Tym razem piosenka nie jest o żeglarzach, ale o starym człowieku, który spaceruje nad brzegiem Starej Świny. Który się przechadza, bo ma na to ochotę. „Przechadzanie się”... jest słowem przy którym trzeba się zatrzymać, Bo jest to wielka różnica - czy idę w smutnym lub złym nastroju „Moją drogą przez pola” po to tylko aby iść przed siebie - czy właśnie „się nią przechadzam” -niezależna od nastrojów, nie trzymająca się kurczowo przeszłości, nie tkwiąca w teraźniejszości, również nie kombinująca jaka będzie przyszłość. Wówczas odczuwam każdą chwilę, związaną z każdym „Teraz”, ale pozwalam jej odejść, by przywitać następne „Teraz”. A w każdej nowej chwili „Teraz” rozkwita nowe życie., Moje piękne życie.

Czy brzmi to trochę utopijnie w moim wydaniu, na „mojej drodze”? Absolutnie nie. Ciemność nocy i światło dnia następują po sobie. Czasami sądzimy, że musimy z wysiłkiem iść naszą drogą, bo wybór nie jest możliwy, a jest zgoła całkiem odwrotnie, możemy zdecydować - dziś właśnie będziemy się przechadzać. Tak jak stary dziaduś z piosenki Jurka Porębskiego - chociaż może nikt już za nim nie tęskni, nie ma też tych, którzy go kochali - i  niesie ze sobą swój smutny los... A może jest inaczej? Może kiedyś był żeglarzem i ma w swym sercu bezkres oceanów?

Ale tym młodym, których w drodze spotyka - przeszkadza, zawadza, psuje urok ich spaceru. Zakochany chłopak nie może zachwycać się pięknem oczu o „kolorze lnu swojej dziewczyny”, jeśli spotyka takich włóczących się starych dziadków. Jurek Porębski jednak surowo i bardzo konkretnie ich napomina. Jeśli dziaduś chce przechadzać się, oni muszą się z jego drogi wynieść!

A więc doszłam teraz do sedna mojego postu - bo ma być o STAROSCI.


Wielu moich znajomych, przyjaciół i ja również, albo już jesteśmy, albo dochodzimy do wieku dziadka z piosenki. Czyli wiemy o tym późnym wieku bardzo dużo, bo go dzień za dniem przeżywamy. Znamy swoje bóle i to co nas na naszych drogach cieszy, Ci, którzy są młodsi nie wiedzą o nim nic, dopiero - gdy być może ich życie im zezwoli - dowiedzą się, przeżywając własne doświadczenia. Ale jednak sadzą - jak to moja babcia mówiła - że zjedli wszystkie rozumy i pouczają nas jak powinniśmy żyć i co najgorsze... krytykują.

Bardzo bolesne to dla nas, starszych - a z ich strony po prostu bezdennie głupie. Nie jestem w stanie tego pojąć, obserwując życie - bezgranicznej bezmyślności niektórych tych - którzy są młodsi od tych już starszych. Przecież oni się również zestarzeją, staną się takimi samymi dziadkami z brzegów Starej Świny bo taka jest od zarania dziejów kolej rzeczy.

Dziadkom się chce - jak mówi piosenka iść na spacer, a babcie być może wolą pozostać w domu, bo to stare życie które wiodą, za bardzo je boli. Jest to ich błąd, bo na brzegu rzeki jest tak pięknie, że uśmiech pojawiłby się sam z siebie na ich twarzach.

Człowiek będący już w późnym wieku potrzebuje przede wszystkim być dostrzeganym, że „jest obok”, z tym wszystkim co sobą wyraża - ze swoim ważnym życiem. Ale też dostrzegania jego najgłębszej potrzeby - wyrażania tego swego życia w piękny sposób... bo każdy pragnie żyć pięknie...


Dzięki potrzebie bycia kreatywnym dorastamy do wszystkich dzieł swego życia - uczymy się raczkować, prostujemy się i stajemy się dorośli. Jesteśmy wciąż istotami twórczymi i jest to do pewnego wieku uznawane jako normalność Nie nosimy plakietek oznajmiających światu w jakim jesteśmy wieku. Mamy na ten wiek... jakby zezwolenie.. Starzejemy się, młodsi robią nam w autobusach miejsce, ale jeszcze nie jesteśmy oceniani, jako ci jacyś inni, bo już przecież starzy.

Jednak... do czasu, bo plakietka na nas czeka. Stajemy się powoli jacyś nie przystający do tych młodszych, jacyś inni... coraz mniej dostrzegalni, a często nawet zbędni. To, że możemy mieć mniej sił bywa w rodzinie i w społeczeństwie na ogół respektowane, ale my jednak nadal chcemy by życie dawało nam radość, co już respektowane nie bywa. I gdy wydaje się innym, że chcemy tej radości za wiele, otwierają dla nas nowy rozdział w naszej Księdze życia, bo „powinniśmy zrozumieć i uznać, że nie żyje się wiecznie”. My to świetnie rozumiemy i akceptujemy, że przyjdzie czas gdy przekroczymy ten Doniosły Próg.

Uznanie swego wieku jest czymś zupełnie naturalnym, nie jest możliwe temu zaprzeczyć. Byłoby to wielkim bezsensem. Póki jednak jeszcze jesteśmy po tej stronie chcemy mieć prawo żyć jak istoty mogące się zachwycać, cieszyć i zwyciężać. Na swój własny sposób, nikomu nie zawadzając. I chcemy by inni to nasze prawo uznawali...

Jednak jest druga, odwrotna tego strona. Przede wszystkim to my sami musimy swoje prawo do radosnego życia - mimo niedogodności wieku - uznawać, jako nam w sposób naturalny przynależne. Jeśli to my uznamy, że nasza głowa ma być pochylona przez ciężar wieku, ci inni, w swej naiwności i niewiedzy dumni, bo są od nas młodsi - będą się starać, abyśmy się już nie wyprostowali. Będą sądzili, że taka ma być już nasza naturalna postawa.


Starość, czyli dożywanie w niej swoich dni”... Brrr, ja się na takie odniesienie do późnego wieku nie zgadzam. Nie wolno nam żyć i odchodzić stąd będąc przygniecionymi ciężarem „tych swoich dni” przez jakieś błędne poglądy. Przecież ŻYCIE NASZE ZAWSZE JEST CUDEM - ale to my musimy mieć ODWAGĘ, by tę najświętszą prawdę Sobą Wyrażać. Nie zapomnijmy o tym nigdy, nigdy... Przechadzajmy się więc z radością i w zachwycie brzegami płynących rzek, w TERAZ i witajmy podążające już do nas TERAZ następne... Nie zapominajmy, że oczekuje na nas wciąż wiele dróg przez Nasze Pola w Naszym Własnym Życiu..


 

piątek, 19 maja 2023

KAŻDY MOZE BYĆ WOJOWNIKIEM ŚWIATŁA... I POSŁYSZEĆ DZWONY BIJĄCE W GŁĘBI OCEANU...

.

Jest to temat, który nie chce mnie opuścić, więc muszę  to wyzwanie podjąć - chociaż łatwe dla mnie nie jest. Dlaczego nie łatwe? W poprzednim poście pisałam o Świetlistym Wojowniku, teraz jednak spojrzę na ten temat z innej strony. Mojej własnej, osobistych przeżyć i uczuć...

Kilka lat po zakończeniu wojny, brat mojej Mamy ze swoją rodziną przeprowadził się z Krakowa do Międzyzdrojów. No i dla mnie rozpoczął się czas wspaniałych wakacji. Wolność! Wolność!! - poza konieczną domową dyscypliną. Morze, jego szum, woda, piasek, wędrówki po bezludnych plażach, (bo wczasowicze cieszyli się głównie leżeniem na kocach i opalaniem się), zwiedzanie opuszczonych domów (choć tego nie wolno było nam robić ale oczywiście ten zakaz był łamany) i poznawanie lasów wyspy Wolin (na której są Międzyzdroje).

Gdy już byłam w liceum, w naszych nie do poskromienia zabawach i odkrywczych wyprawach towarzyszył nam pewien chłopak w moim wieku o imieniu Jurek (Najwięcej w moim życiu spotykałam właśnie Jerzych). 

Otóż głównym zajęciem Jurka w jego czasach szkolnych były wagary, przez co poznał wzdłuż i wszerz lasy wyspy Wolin okalające Międzyzdroje. Zakaz wstępu do pewnych obszarów w lesie nie był dla niego przeszkodą, a więc i my też nie chcieliśmy dostrzegać tabliczek z napisem STOP. Z rozrzewnieniem wspominam, że razu pewnego przelazł przez wysokie ogrodzenie z mocarnej siatki, by zerwać dla mnie rosnący w zakazanym miejscu kwiat...Piękne wspomnienia, chociaż w lasach po wojnie nie było bezpiecznie się szwendać.

W którymś miejscu w lasach wyspy Wolin jeszcze przed wojną została zbudowana wieża triangulacyjna - nie pamiętam jaka była wysoka. Oczywiście też opatrzona tablicą zakazującą wspinania się na nią.

Ale oczywiście złamaliśmy zakaz. Pod wodza Jurka dotarliśmy do ogromnej polany zarośniętej morzem traw, na której to stała wieża ( może od tamtego czasu tak bardzo kocham trawy?), ja wraz z Jurkiem wdrapaliśmy się po mocno zdezelowanych schodach na najwyższe piętro, a młodsi jednak musieli pozostać niżej, bo - trochę rozsądku jeszcze nam pozostało.

Po bardzo wielu latach mam w pamięci widok rozpościerający się ze szczytu wieży... Wokół były tylko drzewa, morze szumiących drzew, a w dali poza nimi, okalające wyspę...inne, prawdziwe morze...z falami i ich szumem...Nie znajduję słów by opisać to piękno, które było mi dane wówczas przeżyć. Ale wiem, że wtedy przez tę krótką chwilę...dotarł do mnie dźwięk spoczywających w oceanie dzwonów, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy. Teraz po wielu latach, gdy pojawia się we mnie czyste wspomnienie tego przeżycia, choćby trwało tylko jak mgnienie oka, słyszę głos dzwonów. Znów...


Lata mijają, do Międzyzdrojów wybieram się już rzadziej, ale są bardzo bliskie mojemu sercu i czas tam spędzony z kochającą i kochaną rodziną i z wiernymi przyjaciółmi jest dla mnie zawsze czasem świętym. Jeżdżę nad to moje ukochane morze zwykle jesienią, więc nie ma już kłębiącego się wszędzie tłumu, ale tłum i tak rzadko mi przeszkadza.

Chodzę po znanych z dawnych czasów uliczkach, odczuwam swoją wolność, rozmawiam z morzem, słucham jego odpowiedzi i zachwycam się wszystkim.


Kilka lat temu było mi wyjątkowo trudno odnaleźć się w życiu, wiec pojechałam do Międzyzdrojów by...pożalić się morzu. Wędrowałam po prawie pustych plażach i chciałam oddać morzu to co mnie bolało. co chciałam aby już nie było moje...Słowa piosenki Jurka Porębskiego „Znów wypłynę na morze by spotkać się z falami” zmieniłam więc dla aktualnej siebie - na „Znów wypłynę na morze i w tym morzu wszystko złożę”. Ach, jak poruszały moje uczucia te słowa! Ale czy morze chciało przyjąć to „jakieś wszystko”? Czy chciało cokolwiek Za Mnie zrobić? Chyba nie. Nie mogłam usłyszeć głosu dzwonów z głębin oceanu bo moim zadaniem po spotkaniu z morzem było spotkać się z falami, właśnie wyjść im naprzeciw. Takie jest zadanie wszystkich Żeglarzy i wszystkich Wojowników Światła.

„A każdy może nim być, chociaż o tym nie wie”.

Generał Mariusz Zaruski sławny wychowawca żeglarskiej młodzieży nauczał ich: „Bierzcie kurs na słońce” - a więc bądźcie wojownikami światła!

Jurek Porębski był znanym żeglarzem, rybakiem, również naukowcem, gdy go poznałam ucieszyłam się, że w tych samych latach studiował w Krakowie oceanografię, w których ja moje rolnictwo. Nawet mogliśmy się mijać na ulicy. Był autorem kilkudziesięciu żeglarskich piosenek - „szant” i ich wykonawcą.

W czasie któregoś, już odległego pobytu w Międzyzdrojach poznałam Jurka (znów Jerzy) u przyjaciół mojej rodziny. Oczywiście na spotkanie przybył z gitarą, więc przerodziło się ono w wieczór piosenki żeglarskiej. Śpiewaliśmy wszyscy. a morze nas radośnie słuchało,

Kilka dni temu przesłuchałam starą kasetę z nagraniami kilkunastu piosenek Jurka. Wzruszyłam się, przypomniałam sobie dawne czasy, gdy nasz dom w Krakowie rozbrzmiewał żeglarskimi pieśniami. Moi synowie kochali żeglowanie, a ich matka czyli ja - miała od zawsze w sercu bezmiar oceanów.

O Jurku Porębskim napisałam w końcowej części tego tekstu. Ale całość zmierza właściwie do spotkania z NIM, z prawdziwym WOJOWNIKIEM ŚWIATŁA. Sporo napisałam o sobie, ale też o wolności, radości, o odważnym, choć trochę szalonym wstępowaniu w dorosłe życie. Słowa pieśni Jurka mówią właśnie o już dorosłym życiu takich Wojowników, o ludziach, którzy kochali oceany, których wzywał wiatr wiejący w żagle, którzy żegnali a potem witali swoich bliskich... I mówią też o tych, którzy bez pożegnania... pozostali na morzu pełniąc ostatnią ze swych wacht...

Szanty - Pieśni Jurka Porębskiego są Pieśniami Pełnymi Miłości. Są Pieśniami o Mocy Odważnego Życia. Słowa ich wskazują drogę przed siebie, na Wszelkich Szlakach... Ale tez i drogę do Prawdziwego Siebie. Słychać w nich głos tysiąca dzwonów z zatopionej - hen. gdzieś w oceanie świątyni, spoczywającej w głębinach...Wsłuchajmy się więc w głos. dzwonów, bo on rozbrzmiewa dla nas...


Wojownik Światła Jurek Porębski zakończył swa ostatnią wachtę 19 sierpnia 2021 roku.