Etykiety

Translate

piątek, 1 lipca 2022

MÓJ SENS. Trzy drogi do poznania sensu życia.

Dzięki za to, że jestem, bo świat jest piękny. Życie jest piękne i zdumiewające. Przyglądam się swojemu istnieniu i temu co mnie w nim spotyka. Co mnie ledwo muska i co mną wstrząsa. Co istnieje wraz ze mną... co jest radością i cierpieniem - czy tego chcę, czy nie chcę. To Wielkie COŚ zawsze jest ze mną. Moje życie. I będzie dokąd ma być, bo jest w nim SENS. Im jestem starsza, tym dokładniej Go dostrzegam i przeżywam. Bywa coraz wyraźniejszy i większy, pomimo ograniczeń wynikających z przeżytych lat, pomimo upadków na drodze życia, pomimo przewrotnej logiki, że to i owo już nie dla mnie... 

Owszem, na Kilimandżaro już fizycznie nie wejdę (moje wieloletnie marzenie!) ale przecież

„... KAŻDY MA SWOJĄ ARUNACHALA...” - a jest to święta góra w Indiach uznawana za najstarszą górę świata. I wędrówka na tę SWOJĄ GÓRĘ jest wciąż dla mnie i dla każdego. Przed laty, w okresie mojego zainteresowania jogą, „wniknęło” głęboko we mnie i pozostało żywe do dzisiaj, to właśnie zdanie z książki o wielkim mistyku Sri Aurobindo, (napisanej przez Wandę Dynowską), bo odczułąm wówczas, że Arunachala jest również MOJĄ górą... 


Tym wstępem i porównaniem rozpoczęłam rozszerzenie postu z dnia. 23 kwietnia br. O SENSIE ŻYCIA. Myślę, że porównanie jest trafne, gdyż SENS swego życia poznajemy i spełniamy wciąż krocząc wzwyż, przed siebie. Kroki mogą być na początku nieznaczne, ale aby wejść na górę musimy u jej podstaw wybrać najbardziej odpowiedni dla nas szlak i podążać nim z głębokim oddaniem każdej chwili. 


Przeżyłam kiedyś taką właśnie niezwykłą wędrówkę.

Wraz z moim niepełnosprawnym przyjacielem, nie mogącym chodzić bez mocnego wsparcia się na lasce - wydrapaliśmy się na Kopiec Krakusa w Krakowie. Niby nic wielkiego, bo przecież taki Kopiec nie jest trudną do pokonania górą. A jednak... dla nas był. Wskazywałam mu każde bezpieczne postawienie stóp. Czuwałam nad każdym krokiem. Nie odchodziłam od naszej drogi ani jedną myślą. Mój przyjaciel również, bo to był wówczas jego SENS - na swoich niesprawnych nogach wejść jak bohater na Kopiec usypany ku czci pradawnego legendarnego bohatera i wchłonąć w siebie, w swe serce - rozpościerającą się przed nim dal... Przez chwilę być częścią LEGENDY KRAKUSA ale też TWORZYĆ WŁASNĄ LEGENDĘ.

Współpraca naszych myśli i woli z niesprawnymi nogami mojego przyjaciela musiała być doskonała. I taka była. 

A potem bogatsi o doświadczenie wspinaczki, zanurzeni w każdym kroku, oddani SENSOWI każdej sekundy, pokonaliśmy również wspólnie trudniejsze zejście z Kopca i...jakby nigdy nic, poszliśmy dalej przed siebie, w zgodzie z wzywającym Życiem i jego SENSEM. 


Opowiedziałam tę zwykłą - niezwykłą historię, bo ja tak rozumiem Sens, oddanie się Temu, co na tym, pewnym etapie życia jest najważniejsze, z czym nasza istota łączy się całkowicie, w spokoju, w harmonii z Porządkiem, który jest większy od nas. ale przecież stanowimy z nim, w naszym oddaniu - Jedność. 


Dla Viktora Frankla Sensem Życia w koszmarze obozu koncentracyjnego była świadomość, że czeka na niego jego ważna, niedokończona praca naukowa - właśnie o Logoterapii.

A więc musi na drodze do niej tworzyć swoje małe Sensy, aby w ogóle przeżyć. Sensy każdej chwili - jak nie poddać się zimnu, bólowi otartych stóp, głodowi i całemu koszmarowi uwięzienia, ale też pojawiającemu się czasami zwątpieniu, czy potrafi to obozowe, codzienne życie przetrzymać.

W poznawaniu swego Sensu i „dotrzymywaniu mu słowa” jednak nie jesteśmy sami, gdyż zawsze dzielimy życie wraz z innymi. Viktor Frankl pomagał swym towarzyszom w chwilach ich zwątpienia w swe siły ale i oni podtrzymywali go w chwilach przychodzącej do niego duchowej słabości. 


Wspominam tym postem moją Mamę, która przeżyła w obozie koncentracyjnym Bergen Belsen

ostatni rok wojny, była w nim więźniarką do wyzwolenia obozu. Wspominam również jej towarzyszkę z pryczy, o imieniu Czika, która zmarła u boku mojej Mamy i nie zdołała doczekać wyzwolenia.

Po powrocie do kraju moja Mama i kilka jej towarzyszek obozowych nie rozstały się, ale spotykały przez wiele lat i zawsze wspierały wzajemnie, gdy któraś z nich tego potrzebowała. Był to trwały ich SENS, który odpowiedzialnie z uwięzienia w obozie zabrały do wolności. Miałam zaszczyt poznać kilka z tych pań i otrzymać pomoc w pewnym trudnym wydarzeniu w moim życiu. 


Na Ziemi, we wspólnym naszym Domu jest wiele miejsc gdzie ludzie cierpią. Jestem przekonana, że nie odwracanie oczu od ich cierpienia, jak również od cierpienia przyrody na całej Ziemi - jest naszym „Ogólnoludzkim Ponadsensem”.  Nie chodzi mi o jęki - „och, ach - jak jest źle” - ale o choć w nieznacznym stopniu CZYN - na miarę swoich możliwości. 


W poprzednim poście zacytowałam słowa Viktora Frankla dotyczące jego wiary w GODNOŚĆ ludzką, którą to wiarę określił jako swoje życiowe credo. 

Logoterapia jako metoda terapeutyczna pomaga odnajdywać Wielkie i Małe Sensy Życia, gdyż każdy z nas, każdy człowiek jest GODNY aby poznać i realizować siebie, swoje osobiste wartości. Uznanie swej własnej godności jest - wg mnie - pierwszym krokiem na drodze do poznania tego, co jest właśnie TERAZ najważniejsze. Bo wzywa TA chwila, to moje TERAZ


„Jestem godna (godny), aby żyć według własnego, odkrytego przeze mnie Sensu. Sens mnie wezwał, i ja na to wezwanie odpowiadam. Jestem przekonana o słuszności tego wezwania, jak również wiem, że moja odpowiedź na nie jest właściwa. Tworzę swoje TERAZ w każdej chwili, jest to wyłącznie moje dzieło i biorę za nie całkowitą odpowiedzialność”. 


Czyli własna ODWAGA i własna MOC. Trudno jest jednak je realizować, gdyż żyjemy jakby 

zaplątani w ich przeciwieństwo - w swoje obawy, w przekonania o swej bezsilności, pozwalamy sobie wpadać w spotykane na drodze pułapki... Nie dostrzegamy, że droga do poznania niepowtarzalnego SENSU tej chwili jest otwarta, pomimo tego, że grunt po którym kroczymy może być kamienisty, grząski lub zamglony... Równocześnie tak wiele rzeczy w życiu może mieć dla nas wartość, że trudno jest nam się w tym rozeznać i wybrać to, co jest właśnie naszym SENSEM


Dziełem życia Viktora Frankla jest metoda Analizy Egzystencjalnej i stosowanej w niej LOGOTERAPII. Doktor Frankl przedstawił w nich trzy drogi pomagające w tworzeniu życia zgodnego z odkrywanym SENSEM. Terapeuta jednak nie może powiedzieć - „zrób tak a tak, bo to jest dla ciebie najlepsze”, ale jego zadaniem jest pomóc w samodzielnym rozpoznaniu tego co jest najlepsze. 


Pierwszą drogą jest - PRZEŻYWANIE


Żyjemy cały czas w różnorodności tego co do nas przychodzi z zewnątrz i odpowiadamy na to swoimi odczuciami. Podziwiamy wspaniałe kształty i barwy przyrody i jej doskonałość. Lot i śpiew ptaków, szum strumienia, przepływające po niebie obłoki - budzą nasz zachwyt, ale też wprowadzają w zadumę. I właśnie ta chwila zadumy, uwewnętrznienie w nas przeżytego piękna

które jest pięknem samo w sobie, jest naszym SENSEM tych chwil. 

Podziw i zadumę przeżywamy również w spotkaniu z dziełami stworzonymi przez człowieka. Ogromna dziedzina sztuki, ale i nauki wprowadza nas w świat głębokich przeżyć, które potem odżywają w naszych wspomnieniach, bo SENS tych przeżyć w nas pozostaje.

W relacjach z innymi ludźmi żyjemy zawsze. Zawsze coś z siebie IM dajemy i coś od NICH otrzymujemy. W różnorodności naszych wzajemnych doświadczeń poznajemy te inne, niepowtarzalne JA, co może ze sobą przywieźć uczucia miłości, oddania, zrozumienia - czyli głębokie, duchowe doświadczenia, które nadają SENS naszemu życiu. 

Rozumiem to tak, że rozpoznajemy na tej drodze SENS - przez jakby uwewnętrznienie w nas tego rodzaju przeżyć. One nie przepływają obok nas dając nam tylko radość i pzyjemność, ale wnikają w nasza duszę i łącząc się z jej głębią, obdarzają nas siłą do tworzenia pełnego SENSU życia. 


Drugą drogą jest - TWORZENIE


Idąc tą drogą odnajdujemy SENS oddziaływując twórczo na świat, pozostawiając po sobie, jako wynik swego życia jakieś dzieło lub czyn. Żyjąc „doświadczamy świata”, otrzymujemy od niego dary, a więc chodzi o to, aby świat wzajemnie również otrzymał je od nas. Nie tylko wielkie czyny, wspaniałe dzieła sztuki, odkrycia naukowe, czy inne niezwykłe ludzkie osiągnięcia mają wartość jako nasz dar dla świata. Nie tylko one zasługują na miano wiekopomnego dzieła. W granicach możliwości każdego z nas mieści się odpowiedzialność, szczerość i oddanie dla zadań, które mamy wykonać, a zadania te wypełniają całe nasze życie. 

Należą do nich zwykłe, codzienne obowiązki, np. matki z oddaniem wychowującej swe potrzebujące opieki dzieci, ale również z takim samym oddaniem troszczenie się o swych potrzebujących opieki rodziców, przez już dawno dorosłe dzieci...

Pomimo zmęczenia znalezienie czasu dla wysłuchania i pocieszenia kogoś, kto tego bardzo w tej chwili potrzebuje. Od doświadczenia tego rodzaju zainteresowania - nie wymuszonego, ale szczerego, zależeć może czyjeś dalsze życie... 

Ułożenie pięknie kwiatów w wazonie - niby nic wielkiego, a jednak... Zwykłe, codzienne wypełnianie domowych zajęć, z niewymuszoną odpowiedzialnością... Tworzenie piękna i dobra w każdej chwili... 

Nie chodzi o wielkie dzieła, bo życie tego od nas nie wymaga, ale o poczucie się spełnionym w swym nawet wydawałoby się, że znikomym czynie. 

Przez dawanie dobra - bo taka jest potrzeba tej chwili, przez obdarzanie nim omalże niewidocznie świata - poznaje się swój SENS, bo NIE ISTNIEJĄ CZYNY ZNIKOME. 


Zacytuję poniżej ważne słowa Viktora Frankla:


„Żadna wielka myśl nie umiera, nawet jeśli nigdy nie staje się znana, jeśli ktoś zabiera ją do grobu. Cały dramat, czy tragedie życia wewnętrznego człowieka nigdy nie są „niepotrzebne”, nawet gdy zostały niezauważone i nigdy nie znajdą się na kartach powieści. 

„Powieść”, którą ktoś stworzył swoim życiem, jest zawsze bez porównania większym osiągnięciem twórczym, niż każda inna przelana na papier”. 


Trzecią drogą jest POSTAWA


Przechodzenie przez swoje życie jest to współdziałanie z bardzo często niełaskawym dla nas LOSEM. Przynosi on nam radość, ale też smutek i cierpienie - gdy nieuleczalna choroba spotyka nas, lub naszych bliskich, gdy śmierć zabiera nam naszych ukochanych, gdy zawodzą nas ci, którym ufaliśmy ponad wszystko, gdy nie potrafimy pogodnie zdzierżyć ograniczeń naszego późnego wieku, a wreszcie gdy nasza śmierć zagląda nam w oczy, a tyle jeszcze pragnęlibyśmy dokonać... Jak mamy odczytać SENS naszego życia, gdy ani przeżywanie, ani tworzenie nie są dla nas dostępne?

Bierne pogodzenie się z takimi i wieloma innymi niechcianymi „darami losu”, lub wyparcie ich ze świadomości nie pomogą nam. Wszystkich nas spotykają takie chwile, w których nie widzimy SENSU życia, bo... zaginął, natomiast ujawniło się jego przeciwieństwo - BEZSENS. Niektórym osobom dotkniętych tego rodzaju ciosami pomaga przetrwać wiara w wyższą moc i postępująca za nią nadzieja. 

Jest to bardzo ważne, ale nie jest to jednak jedyna możliwość radzenia sobie z cierpieniem. Decydują chwile, w których potrafimy wyjść ponad swoje bolesne małe, „ja”, dostrzec głębię i moc własnego życia, i przez to nawiązać kontakt ze swoim wielkim „Ja”. To wielkie Ja nasze cierpienie widzi, akceptuje je ze spokojem, ale nie jest przez nie pokonane, bo jest ponad nim. 

Jaką POSTAWĘ przyjmie się wobec własnego cierpienia, może tylko zdecydować człowiek nim ogarnięty. Taka decyzja wynika z uznania wewnętrznej wolności i własnej godności. Są to wartości całkowicie nasze własne, których nam nikt i nic odebrać nie może i nie potrafi, bo są one związane z naszym ludzkim istnieniem i z niego wynikają. Postawa, którą przyjmujemy wobec tego co los nam ofiarowuje, ale i zabiera - pozwala nam odnaleźć i wypełnić czynem SENS naszego życia. 


Nie jestem psychologiem, nie jestem logoterapeutą, więc pisząc o SENSIE ŻYCIA przedstawiam moje zrozumienie tego tematu na podstawie dostępnej mi literatury i moich przemyśleń. 

Jako człowiek na Ziemi myślę, przeżywam, tworzę i przyjmuję postawę wobec tego wszystkiego co istnieje wraz ze mną. Dzielę się tym co jest moje, chociaż pozostawiam jakąś własną, nieujawnioną intymność. Odczytuję nie zawsze doskonale SENS mojego życia, bo przechodzę przez wiele błędów i porażek - ale one również należą do odkrywanego przeze mnie SENSU

Po prostu, tak jak wszyscy INNI - żyję.