Etykiety

Translate

piątek, 28 stycznia 2022

TA PRZYJAŹŃ NIGDY NIE ZAWIEDZIE.

Zdjęcie mojego ogrodu.
Jaka jest prawdziwa przyjaźń? Jest w niej otrzymywanie i dawanie. Takie wypromieniowane z serca i do serca. Bezinteresowność, wdzięczność, zaufanie, szczerość, nie ma podtekstów... Jest to skarb nie mający ceny - niełatwy do osiągnięcia, bo jest w nim wzajemna szczodrość oparta na odczuwaniu własnej wolności i wolności przyjaciela. Poznać prawdziwą przyjaźń w naszym ludzkim świecie jest niezwykłym i bardzo cennym darem. Wchodzimy w życie obciążeni rozczarowaniami z okresu dzieciństwa, w okresie dorosłości brak nam zdrowego „odczuwania siebie”, a potem brniemy dalej i dalej... I dochodzimy - niestety zbyt często - do osamotnionej starości. Nie dostrzegamy przez lata życia miłości nie stawiającej warunków i sami również nie umiemy ich nie stawiać. Ale nie jest sloganem, że „na naukę nigdy nie jest za późno. Nauka jest zawsze potrzebna i zawsze możemy zebrać wspaniały plon jej owoców.    
    W jednym z poprzednich postów wspominałam o metodzie terapeutycznej o nazwie hortiterapia, czyli o leczeniu bólu duszy, skutków stresów, obciążeń przeżytymi traumami - MOCĄ NATURY. Jest to odkrywanie bezinteresownej, zawsze akceptującej Przyjaźni z Przyrodą. Tak, właśnie Przyjaźni! Co prawda, niestety obecnie nie możemy się swobodnie poruszać w świecie, dawać dobro i je otrzymywać, ale jak mówi piosenka „jeszcze nic nie jest stracone, świat nie do końca przeminął… Wyobrażam sobie więc, że już niebawem wyruszymy jako jedna, wspaniała brać w łąki, pola, ogrody i lasy! Tak jak wiosenne, najwcześniejsze kwiatuszki wydobywają swe główki spod ściółki przykrywającej ich macierzyste roślinki - my również, wzniesiemy swe głowy, wyprostujemy się i pójdziemy własnymi drogami wśród pól... Nie może być inaczej, bo przecież... zbliża się wiosna.

W Polsce jako metoda terapeutyczna hortiterapia nie jest zbyt popularna. Wspominałam, że Szpital Ortopedyczny w Krakowie we współpracy z Ogrodem Botanicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadził takie zajęcia. Nie wiem jakie metody stosowano, jakie były rezultaty i czy dalej to funkcjonuje. Muszę się dowiedzieć jak najwięcej o tym temacie, bo jest bardzo interesujący.

Schorzenia ortopedyczne bywają bardzo poważne, często wymagające leczenia szpitalnego. Jednak większość z nas miewa jakieś dolegliwości związane z narządami ruchu. Wynikają z osobistych fizycznych zaniedbań, ale również z nieumiejętnego zarządzania swoim życiem psychicznym. I tym problemem możemy zająć się sami! A więc - spróbować zbliżyć się do świata roślin i wniknąć w niego jakby się samemu było rośliną.

Korzeniom nie jest łatwo w ziemi! W swym wzroście napotykają na różne warstwy gleby, przez które muszę się przebijać. Spotykają piasek, kamyczki - i są zmuszone je ominąć. Również mogą się stać pokarmem żarłocznych zwierząt.  Ale spotykają też przyjazne im organizmy, jak na przykład pewne bakterie - o czym już pisałam na moim blogu. Tak bywa, życie to rozmaitość - w ziemi choć niewidoczne, też jest przebogate i stanowi podstawę dla życia naziemnego.
A gdy przyjdzie pora, zielone rośliny wydobywają się z gleby i wyprostowane rozwijają się ku światłu. W tym roślinnym wzroście i rozwoju widzę analogię do człowieka. Chodzimy skrzywieni, bolą nas nogi, kości, łupie ból tu i tam - bo zaburzone jest życie w naszych korzeniach. I potem  nie umiemy ze wzniesioną głową chodzić w świetle słonecznym. A przecież - możemy spojrzeć na roślinę, choćby tę w doniczce na parapecie na oknie i posłuchać jej głosu. Jeśli będziemy chcieli, to go z pewnością usłyszymy. To jest taki mój domowy sposób, coś w rodzaju ziołowego leku na bolące kolano.

W USA i w Anglii, w niektórych innych krajach również - hortiterapia jako metoda terapeutyczna bywa profesjonalnie stosowana w zakładach karnych dla dorosłych, w domach wychowawczych dla trudnej młodzieży, przy leczeniu alkoholizmu i narkomanii, stresów pourazowych, głębokiej depresji, jak również w pracy z osobami z niepełnosprawnością umysłową.
We wszystkich tych miejscach były własne ogrody, często ogrodzone, ale paradoksalnie - niektórym więźniom np. - ogrodzenie dawało poczucie bezpieczeństwa, oparcia o coś stałego, swobodę w wykonywaniu pracy, która przynosi radość i nie zostanie wrogo zniweczona - może po raz pierwszy w życiu?

Zdjęcie mojego ogrodu.
Ogrody uprawiane były w sposób naturalny. Rośliny nie potrzebowały „sztucznych używek”. Ziemię zasilano kompostem powstałym z przetworzonych biologicznych odpadów. Jest to dodatkowy aspekt terapeutyczny, gdyż to co wydaje się być już nieużytecznym - takim nie jest, bo zasila życie powstającego czegoś nowego. W ten sposób więźniowie i inne obolałe, poranione doświadczeniami osoby mogły dostrzec SENS swojego istnienia - uznać że na ziemi nic nie musi być tracone, bo jedno daje życie czemuś innemu.
Programy bywały tak ustalane, aby uczestnicy mogli przejść przez wszystkie etapy życia ogrodowego: od przygotowania ziemi do siewu, potem siew i oczekiwanie na wschody. jakby przeżywanie swoich ponownych narodzin w przyjaznym świecie.
Roślinki się pojawiły, wobec tego trzeba je otaczać opieką, dbać o zaspokajanie ich potrzeb życiowych, chronić przed agresorami czyli szkodnikami, które przecież również starają się żyć... więc - uczestniczyć we wzroście i rozwoju roślin jako czuły, troskliwy opiekun. Jest to poznawanie i tej cechy swojej istoty - zdolności do zaopiekowania się kimś słabszym... Rośliny rosną, można już dostrzec oznaki zbliżającej się ich dojrzałości, bo - pojawia się zalążek owocu. Nieśmiały, delikatny, poznający swój świat wokół, ale czujący się bezpiecznie na macierzystej łodydze.
Ogrodnik patrzy z zachwytem, odkrywa jakby siebie w tym procesie i... czuje swoje bezpieczne miejsce na ziemi, do którego przynależy i które jest jego miejscem. 
W końcu następuje święty czas zbioru plonów. Ogrodnik, już od dawna nie-więzień - uczestniczy w misterium, w którym przyjmuje rolę kapłana. A potem pełen wdzięczności do Natury, za jej wierną przyjaźń i mądrość, którą się z nim dzieliła - odważnie idzie już swoją drogą...
Wspomnę o jeszcze jednym ważnym elemencie w tego rodzaju terapii - w ogrodzie jest kojąca cisza, są kolory i zapachy, można odczuć subtelność wietrzyka na swojej twarzy, nagle... posłyszeć głosy ptaków, podążyć wzrokiem za lotem motyli i pszczół i doznać radości z przebywania z towarzyszami, przeżywającymi to samo - odkrywania swojej prawdziwej natury. Poznawania siebie jako CZŁOWIEKA.

Czy taki jest zawsze wynik terapii ogrodem? Nie zawsze, ale jedynie 10 -15% więźniów uczestników takiej terapii bywa recydywistami. Natomiast 60% z tych, którzy odbywali karę w sposób tradycyjny, wraca powtórnie do więzienia.

W leczenie stresów, głębokich depresji i innych stanów chorobowych działa zawsze ta sama zasada. Przecież to leczy przyroda - Matka Natura. Ale terapeuta, którego wiedza z zakresu psychologii jest bardzo ważna, ma być bacznym obserwatorem i pomocnikiem w tym procesie.


Terapia Przyjaźni z Przyrodą
(jest to moje określenie) osób z niepełnosprawnością umysłową jest nieco odmienna. Jest wiele miejsc, wiele gospodarstw i ogrodów które stają się ich domami. Znam w Polsce takie jedno niezwykłe miejsce, gospodarstwo prowadzone przez moich przyjaciół, które jest Wspólnotą - DOMEM dla wszystkich jego mieszkańców, a więc też niepełnosprawnych umysłowo. Są w Polsce inne podobne miejsca gdzie prowadzona jest praca terapeutyczna opierająca się o cuda ogrodnictwa i pracy z ziemią, a ja sama miałam możliwość poznać podobne ośrodki w Niemczech.

O takiej Terapii Przyjaźni z Przyrodą napiszę odrębny post. Kończę jednak refleksją, bynajmniej nie moją oryginalną, ale znaną powszechnie. PRZYRODA JEST SAMYM DOBREM, JEST PIĘKNEM W NAJCZYSTSZEJ POSTACI I JEST PRAWDZIWĄ MĄDROŚCIĄ.









2 komentarze:

  1. Zosiu, czekamy na wiosnę. Wzniesiemy toast za przyjaźń! Jak zwykle mądry, optymistyczny tekst. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń