Etykiety

Translate

czwartek, 17 lutego 2022

LUDZIE JAK MOTYLE!...

I Domy, które umieją kochać.

    Poznałam taki właśnie DOM, znam jego twórców i jestem dumna, że mogę ich zaliczyć do bliskich mi osób. Ludzkie serca bywają szeroko otwarte, a ja... właściwie to o tym głównie w moich postach piszę. Zawsze pojawiały się, obecnie są również, z pewnością będą zawsze - na świecie słoneczne wysepki dobra, z których gdy się połączą, powstaną nowe, rozświetlone archipelagi. Nie jest to z pewnością mrzonką, ale prawdą, bo siła dobra niweczy przeszkody.

    Przed wielu laty na spotkaniu grupy ludzi podobnie myślących - spotkaliśmy się w starym tartaku (a może to był stary młyn?) i Jacek przedstawił nam o co mu chodzi. Jacek - zrezygnował z pracy w mieście, zakupił kawał ziemi i zadecydował, że będzie rolnikiem. Rolnikiem ekologicznym. Odważny wybór, ciężka praca.

Po niedługim czasie dołączyła do niego Ola. Dwa serca, dwie głowy, dwie pary rąk, więc można jeżeli się tego pragnie… góry przenosić. I rozpoczęło się przysłowiowe przenoszenie gór.

Ola i Jacek założyli więc w prawdziwym gospodarstwie - z uprawą ziemi, z hodowlą gospodarskich zwierząt - dom rodzinny dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, czyli CAMPHILL.


Zasady takich inicjatyw opartych na życiu we Wspólnocie Rodzinnej i na kontakcie z naturą, opracował dr Karl Koenig, austriacki lekarz pediatra, pedagog i antropozof (1902 - 1966). Gospodarstwo o którym piszę nosi obecnie nazwę Stowarzyszenie Wspólnota Wojtówka, istnieje już około 25 lat, jest w nim Mama Ola, Tatko Jacek, własne dzieci i kilkanaście już dorosłych - również dzieci, przytulonych do gorących serc Oli i Jacka… Wszyscy razem są Rodziną, dbają o wspólne dobro - ziemię, opiekują się zwierzętami, razem spożywają wyhodowane plony, rozwijają swe talenty w działaniach artystycznych i wszyscy jak to jest w szczęśliwej Rodzinie - troszczą się o siebie nawzajem. Gość, który ma przyjemność zasiąść wraz z Nimi przy stole, odczuwa pełne zaakceptowanie przez Wszystkich, odczuwa co to znaczy międzyludzka, prawdziwa bliskość!


Nie piszę szczegółowo o niezwykłej Wojtówce - polskim Camphillu, natomiast wszystko co poniżej dotyczy Rodzinnych Wspólnot - Camphilli, dotyczy również Wojtówki. 


Miałam kiedyś możliwość poznać w Niemczech takie Wspólnoty i wspaniałą szkołę dla osób z intelektualną i fizyczną niepełnosprawnością. W pewien dzień w czasie spaceru po ogrodzie należącym do szkoły, zatrzymałam się przy krzaku róży. Unosiło się nad nim kilka motyli. Pomyślałam wówczas, - nie wiem skąd przyszły do mnie te myśli, bo zagadnienie było mi wówczas prawie obce, że ludzie ze swoją niepełnosprawnością, są właśnie...  jak te motyle. Ich uczucia są tak czyste, jak czyste i niewinne są MOTYLE!

Po moim powrocie do Polski w czasie kilkumiesięcznej pracy w Zakładzie Opiekuńczym dla chłopców z tego rodzaju rozwojowymi defektami...właściwie mogłabym sobie samej zaprzeczyć. Bo przecież bywali oni agresywni i nawet bardzo złośliwi. Nie zaprzeczam jednak, gdyż nie nauczono och podstawowej dla każdego człowieka wiedzy, że mają prawo żyć na Ziemi bo Ona jest również ich Dobrem. ze należą do Ziemi, a Ziemia należy do nich. Nie zadbano, aby wzmocnić w nich te człony ich Istoty, które pomagałyby im iść przed siebie z odwagą, a wiec bez potrzeby stałej obrony. Stąd ta ich agresja.
Przypomnę post z 21 marca 2021, zatytułowany „Witaj wiosno!”. Piszę w nim o chłopcu, o imieniu Gerard, który w czasie rzadkiej możliwości wyjścia na skwerek przybiegł do mnie, aby mi pokazać maleńkie, wiosenne pączki na gałązce. Jego zachwyt i podziw były właśnie takim czystym, świętym uczuciem. On był CAŁY tym uczuciem. Pączki na gałązce i on, ten zazwyczaj nieznośny Gerard - to było jedno.

Wspomnę jeszcze o inn
ym chłopcu, szesnastoletnim Władku. W czasie mojego dyżuru po raz pierwszy mógł rysować, bo odnalazłam zamknięte w szafce kredki - zamknięte aby nie zostały zniszczone. Przechowuję jego obrazek na pamiątkę. Chciał narysować auto. Rysując odkrywał jego szczegóły, więc mógł się cieszyć, bo przecież on stał się twórcą tego auta! Kredka w jego rękach pomagała mu poznać kogoś nieznanego, kogo dotychczas nie znał - siebie artystę! Moi chłopcy w takich chwilach cieszyli się sobą i światem, który stawał się ich odkryciem. Było to czyste przeżywanie uczuć - potwierdzające im własne PRAWO do życia. A więc... może jednak byli do Motyli podobni?

I znów moje wspomnienie, tym razem ze Szwajcarii, z Camphillu niedaleko Zurychu. Właścicielem gospodarstwa, które było bazą dla tej szczególnego rodzaju terapii był Alex. Tak go nazwę. Niezwykły człowiek, poza Camphillem czynny jako polityk w kantonie, oraz jako hodowca koni. Poznałam wówczas, jak wielkie znaczenie miały te „Camphilowe Rodziny”- z „Mamą i Tatą”. Od żony Alexa wychowankowie doznawali i uczyli się kobiecej, mądrej delikatności, od Alexa natomiast - męskości i pewnego stąpania po ziemi, bo to było ICH miejsce w którym żyli, ich DOM. Zobowiązuje to również do przyjęcia odpowiedzialności za swoją całą Wspólnotę. Doznałam tego, gdy wybrałam się w góry z dwojgiem mieszkańców tego rodzinnego, gospodarstwa. Na skalistym szlaku byłam w pełni „zaopiekowana”!


Członkowie tej stworzonej rodziny, byli już dorosłymi ludźmi, spędzili razem wiele lat i jak to w rodzinie - poznali się bardzo dobrze. Pewnego poranka z zachwytem zobaczyłam, jak Alex po porannej pracy w oborze zatrzymał się jakby w przelocie przy pianinie i pięknie zagrał któryś utwór Bacha. A potem poszedł do swojej kolejnej gospodarskiej pracy. Jest to według mnie wspaniały przykład, co to znaczy „życie w Camphillowej Rodzinie”. A więc uznanie swego uprawnionego miejsca do życia, czego Alex uczył swych współmieszkańców nieco nietypowo - między innymi grając Bacha w krótkiej przerwie pomiędzy dojeniem krów, a innym gospodarskim zajęciem.


Jak w każdej rodzinie - indywidualność zarówno wychowanków jak i tych, którzy organizują tę nową rodzinę, jest realnością na której toczy się życie. Obydwie strony uczą się więc poznawać siebie i uznawać prawo do indywidualności drugiej strony. Każdy z członków Wspólnoty wnosi w nią swoją, często nawet tragiczną biografię, która - aby rozkwitło z niej coś nowego i dobrego musi zostać ze zrozumieniem i życzliwością przyjęta i zaakceptowana przez Nową Rodzinę. Ważne i niekiedy trudne zadanie dla całej Wspólnoty


Życie pól, zwierząt i roślin w gospodarstwie rolnym toczy się zgodnie z rytmami przyrody - inaczej być nie może, bo najpierw ziemię się uprawia, potem sieje nasiona, troskliwie pielęgnuje rośliny, a efektem tej pracy będzie zebrany plon. Osoby niepełnosprawne intelektualnie i częściowo fizycznie, uczą się więc poznając ten niezbędny do życia rytm odkrywać swój własny rytm i rozwijać swą ukrytą istotę, nasionko - oczekujące na obudzenie zawartych w nim możliwości.


Misją dr Karla Koeniga było stwarzanie w naturalnie prowadzonych gospodarstwach prawdziwych Domów czyli Rodzinnych Wspólnot. Danie sobie zgody na prowadzenie Camphillu jest również własną zgodą na podjęcie się - określę to bez przesady - zadania heroicznego, bo nie jest to droga po płatkach róż...  


    Obecnie na świecie w różnych krajach istnieje około 100 Wspólnot Camphillowych działających według idei dr Karla Koeniga. A główną ideą jest skupienie się na zdolnościach i ukrytym potencjale każdej osoby, który można odblokować i rozwijać.

Ze strony dr Karla Koeniga było to wręcz pionierskie odkrycie w czasach, gdy dostrzegano głównie niepełnosprawność tychże osób. Już o wiele później, gdy pracowałam w Domu Opieki, a raczej w „Przechowalni Zbędnych Ludzkich Istnień” - doświadczyłam wagi idei dr Koeniga, chociaż pracowałam z „moimi chłopcami” tylko w czasie ograniczonych czasowo dyżurów. Minęło już wiele lat, ale zawsze myślę o tej mojej pracy ze wzruszeniem i ze smutkiem... Jak wiele mogliby ci chłopcy i podobni im, w życiu zmienić i osiągnąć! 

Przykładem jest nasz polski Camphill, czyli Stowarzyszenie Wspólnota w Wojtówce. Nauka życia - przez związanie się z naturalnym rytmem przyrody, przez rozwijanie artystycznej kreatywności, przez przyjęcie wzajemnej odpowiedzialności - w atmosferze rodzinnego obdarzania się miłością - to nie są niedościgłe idee, to jest istniejące wspólne dzieło Oli, Jacka i wszystkich mieszkańców Wojtówki.


Poniżej przedstawię podstawowe zasady, na których działają wszystkie Camphille:


  • Każdy człowiek jest czymś więcej niż fizyczne i psychiczne ciało, gdyż jego duchowa istota jest doskonała. Jesteśmy pod tym względem wszyscy równi, pomimo naszych widocznych ograniczeń.


  • Aby wzmocnić niezależne myślenie i osądzanie potrzebne jest podążanie ścieżką swego osobistego rozwoju. Rozwijanie wewnętrznej kreatywności, branie odpowiedzialności za siebie i innych - wzmacnia całą Wspólnotę.


  • Życie Wspólnoty opierać się powinno na trzech filarach, trzech ideach: - w życiu społecznym panującej idei równości, - w życiu duchowym koniecznej wolności, oraz idei braterstwa - w życiu gospodarczym.


Dzieło życia Karla Koeniga - Camphill - powstało na gruncie antropozoficznej filozofii dr Rudolfa Steinera, zakładającej, że każdy człowiek może osiągnąć szczyt wewnętrznego rozwoju duchowego, przez przynależny mu, odpowiedni sposób życia. Zakończę więc sentencją Rudolfa Steinera, która może być również myślą przewodnią w życiu każdego z nas:



„Pożyteczne powstaje wtedy tylko,
 kiedy w zwierciadle ludzkiej duszy

 ukazuje się cała wspólnota,

 I kiedy we wspólnocie żyje

 siła indywidualnej duszy...”


Spotkajmy się więc na naszej drodze przez pola... i wspólnie świętujmy niezwykłość MOTYLI!


1 komentarz: